Szczypta teorii - Czy to na pewno dysortografia?

Autorka tekstu jest psychologiem, logopedą dyplomowanym, specjalistą ds. dysleksji z rekomendacją Zarządu Głównego PTD. Ponadto eksperetm ds. awansu zawodowego, wpisanym na krajową listę ekspertów - głównie w dziedzinie dysleksji. Od 10 lat w Zarządzie Oddziału Krakowskiego PTD - aktualnie jako jego przewodnicząca. Jestem pracownikiem Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Nowej Hucie, jednocześnie od 4 lat pełni funkcję dyrektora Niepublicznej Poradni Psychologicznej PTD [przypis WBiA OKE w Krakowie].

Dysleksja rozwojowa to specyficzne trudności w nauce czytania i pisania. Specyficzne, bo nieadekwatne do możliwości intelektualnych. Specyficzne też, dlatego, że nie wynikają z zaniedbań dydaktycznych, czy jak kto woli – pedagogicznych. Inaczej mówiąc – o trudnościach w czytaniu i pisaniu, które nazywamy dysleksją (trudność w czytaniu), dysortografią (trudność w pisaniu poprawnym pod względem ortograficznym) czy dysgrafią (trudność w pisaniu poprawnym pod względem kaligraficznym) mówimy także wtedy i tylko wtedy, gdy u badanego wykluczymy niewłaściwie przeprowadzony proces nauczania.

Dysleksja rozwojowa jest brakiem automatyzmów wykonywanych czynności tj. czynności czytania i pisania. Osoba z dysleksją czy dysortografią nie jest w stanie czytać czy pisać automatycznie, mimowolnie. Osoby nie mające trudności, to potrafią. Pisząc nie zastanawiają się nad tym, jak dane słowo zapisać, lecz czynią to w sposób całkowicie automatyczny. Zastanawianie się wręcz może wzbudzi wątpliwość, co do poprawności zapisu. Podobnie z czytaniem. Czytając nie składają litera po literze, lecz „obrazowi” słowa automatycznie przyporządkowują jego znaczenie.

Jak zawsze, żeby jakaś czynność stała się automatyzmem – nawykiem, musi być przetrenowana, a mówiąc prościej wielokrotnie powtórzona. Mózg musi wiele razy odebrać impuls, aby go zapamiętać. Uczeń musi wiele razy usłyszeć i wiele razy zobaczyć słowo, musi zapamiętać jego wygląd, utrwalić obraz - by móc potem je odczytać i poprawnie zapisać, by czynić to bez udziału świadomości, automatycznie.

Myśląc o dysortografii, czyli - trudnościach w pisaniu poprawnym pod względem ortograficznym, trudno mi się oprzeć wrażeniu, że spory udział w ich kształtowaniu ma dzisiejsza szkoła, a konkretnie prawdopodobnie metodyka nauczania. Albo inaczej – mam wrażenie, że jakby nie za wiele się dziś w szkole robi, aby tym trudnościom przeciwdziałać; że nauczanie zapomniało o kształtowaniu prawidłowych nawyków w pisaniu.

Nauka pisania składa się z dwóch faz: ikonograficznej i ortograficznej. Faza pierwsza to etap zerówki i pierwszej klasy. Dzieci uczą się rozpoznawać i różnicować litery. Uczą się, że w zapisywanym słowie głoska – którą mówimy i słyszymy, odpowiada literze – którą widzimy i zapisujemy. W fazie drugiej, zaawansowanej – już od drugiej klasy uczą się, że nie zawsze tak jest. Bywają takie sytuacje, że co innego słyszymy, a co innego piszemy.
W dodatku często jedną głoskę możemy zapisać za pomocą dwóch różnych liter.

Słowo napisane to obraz wzrokowy, usłyszane - słuchowy. Sztuka pisania poprawnego to umiejętność przetworzenia obrazu słuchowego słowa na obraz wzrokowy.
To także jego zapamiętanie na tyle trwałe, aby obraz stał się automatyzmem, co – jak wiadomo - wymaga wielokrotnych powtórzeń. Zanim dziecko zapisze, musi słowo zobaczyć. Aby je zapamiętać „automatycznie” musi je zobaczyć wiele razy. Tym bardziej, że w większości używanych przez nas słów nie ma prostego przełożenia głoska – litera. A zatem, w jaki sposób ma prawidłowo zapisywać słowa, których nigdy wcześniej nie widziało? Na przykład, jak ma zapisać nazwisko „Velazquez”? Dziecko zapisało zgodnie z wymówieniem - „Welaskłes” w poczuciu, że napisało prawidłowo (przykład autentyczny z zeszytu do historii piątoklasisty). Gdyby przed zapisaniem słowo zobaczyło – zapewne zapisałoby poprawnie.

W szkole podstawowej powszechną praktyką jest, że nauczyciel nie zapisuje notatek z lekcji na tablicy. Zakłada, że uczniowie biegle piszą ze słuchu (bo przecież nauka pisania zakończyła się wraz z ukończeniem trzeciej klasy), dlatego wyłącznie dyktuje. Uczeń spotyka się zatem wyłącznie z obrazem słuchowym słowa i wyłącznie ten „automatyzuje”. Brakuje mu drugiego elementu – równie niezbędnego dla prawidłowego przetworzenia – obrazu wzrokowego słowa. Kiedy słyszy jakieś słowo, „w głowie” wcale nie pojawia się jego wygląd (obraz wzrokowy), a przecież powinien.

Być może, dlatego lawinowo rośnie liczba dzieci kierowanych do Poradni w związku z trudnościami w pisaniu poprawnym pod względem ortograficznym?. Moi nauczyciele w szkole podstawowej mieli „po łokcie” ręce brudne od kredy i w klasie były chyba tylko dwie osoby nie radzące sobie z pisaniem. Zatem może warto wrócić do tego, co kiedyś było dobre?



https://www.oke.krakow.pl/inf/staticpages/index.php?page=20051201153249609